Jakie są fundamenty tożsamości Polonii amerykańskiej?

Read this article:  in English


„Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci” to ostatnia książka papieża Jana Pawła II, wydana 23 lutego 2005 roku, czyli kilka miesięcy przed jego śmiercią. Książka ta jest zbiorem filozoficznych i historycznych refleksji, Papieża na tematy takie, jak demokracja, wolność i prawa człowieka, patriotyzm a także totalitaryzmy XX wieku. Książka ta została zainspirowana rozmowami Papieża z 1993 roku w Castel Gandolfo z dwoma polskimi uczonymi: księdzem profesorem Józefem Tischnerem i profesorem Krzysztofem Michalskim. Wyjaśnia ona wiele kwestii choć nie operuje do końca konkretnymi definicjami. Byłoby to zbyt proste. Posłużmy się więc najprostszą definicją encyklopedyczną, aby pomóc zrozumieć, na czym opiera swoją tożsamość Polonia amerykańska.

Polonia

Tożsamość narodowa Polonii to poczucie odrębności wobec innych narodów i grup etnicznych, kształtowane przez czynniki narodowotwórcze takie jak: symbole narodowe, język, barwy narodowe, świadomość pochodzenia, historię narodu, świadomość narodową, więzy krwi, stosunek do dziedzictwa kulturowego, kulturę, terytorium, narodowy charakter i religię katolicką. Do tego należy doliczyć wpływy kultury i wartości krajów zamieszkania, w naszym przypadku, amerykańskie, do których niewątpliwie należy wolność słowa, gwarantowana przez amerykańską konstytucję i inne elementy kultury jak niezależność, równość wobec prawa, otwartość, dążenie do efektywnego działania. Niewątpliwie, Polacy mieszkający i funkcjonujący w amerykańskim społeczeństwie, posiadają te wartości, które wzbogacają polską grupę etniczną w Stanach Zjednoczonych. Stąd też wypływają irytujące nieporozumienia na linii Warszawa- Polonia amerykańska, gdzie Polaków znad Wisły, wychowanych w postkomunistycznych schematach kulturowych drażnią asertywni Polacy zza oceanu z ich optymizmem, wiarą, że to czego się podejmują musi przynieść wymierny efekt. Wszyscy Ci, którzy, po przybyciu do Ameryki, nie potrafią zostawić poza sobą typowego polskiego sposobu myślenia, utrwalonego w czasach komunizmu, że „to się na pewno nie uda”, nigdy nie odniosą w Ameryce żadnego sukcesu. Problemy z Polakami z USA miały rządy II RP, gdy polska delegacja z USA nie chciała wstąpić do światowej, polonijnej organizacji „Światpol”. Podobne problemy mają kolejne rządy RP po 1989 roku, które tak jak przed wojną próbują podporządkować sobie Polonię amerykańską na potrzeby doraźnej polityki zagranicznej poszczególnych rządów. Warto po tych wszystkich latach i bolesnych doświadczeniach w końcu zrozumieć proste fakty. Łączy nas Niepodległa, ale my w Ameryce po wielu latach mieszkania tutaj mamy swój indywidualny sposób widzenia świata i Polski, czasami zbieżny z myśleniem Polaków w kraju, ale zawsze będziemy dochodzić do zmiany tego świata w swój polsko-amerykański sposób. I nawet najlepiej napisany program współpracy Polski z Polonią, który nie uwzględnia tej różnicy kulturowej nie da się zastosować w Ameryce.

Na czym tak naprawdę polega ta różnica? Wynika to z prostego faktu: XIX i XX wieczni emigranci z Europy wschodniej przypływając do Ameryki dokonywali olbrzymiego skoku cywilizacyjnego. Z galicyjskiej chaty z klepiskiem trafiali do domów z elektrycznością, które po pewnym czasie były w zasięgu ich możliwości finansowych. Tak działo się pod koniec XIX wieku i w XX wieku. Jednak okres komunizmu przeciął kontakty z Polską i Amerykanie polskiego pochodzenia zaczęli się asymilować, czyli wynaradawiać.

Aby to zjawisko powstrzymać, należy stworzyć efektywną politykę akulturacji polskiej wspólnoty w USA. Proces ten należy w końcu skoordynować z polskimi placówkami dyplomatycznymi. Akulturacja, najkrócej mówiąc, to poznanie i funkcjonowanie w innej kulturze bez zatracenia własnej. Aby nie zatracać własnej kultury trzeba aktywnie coś dla niej robić. Pod zaborami robili już to z powodzeniem polscy liderzy pracy organicznej w Wielkopolsce. Na szczególna pamięć zasłużyli: hrabia Dezydery Chłapowski – twórca nowoczesnego rolnictwa, Karol Marcinkowski – lekarz, społecznik pomysłodawca budowy „Bazaru” - ośrodka myśli gospodarczej i patriotycznych poczynań, Hipolit Cegielski- twórca podstaw uprzemysłowienia, ksiądz Piotr Wawrzyniak twórca spółdzielczości, Maksymilian Jackowski realny twórca „kółek rolniczych” i wielu, wielu innych. Liderzy pracy organicznej powinni być dla nas przykładem, ale tym razem praca organiczna musi się skoncentrować na budowaniu polonijnego społeczeństwa obywatelskiego w Ameryce.

W tym momencie należy bezwzględnie dążyć do zachęcania Amerykanów polskiego pochodzenia do aktywnego udziału w polskiej i amerykańskiej polityce. Musimy mieć swoich reprezentantów w Kongresie, Senacie, agencjach rządowych i władzy stanowej, ale równiej w polskich strukturach władzy, ciałach doradczych. Musimy sprofesjonalizować media polonijne i dotrzeć z tą narracją do 10 milionów polskich Amerykanów. Istotą tych działań jest również dotarcie do zaplecza intelektualnego Polonii: Profesorów uniwersyteckich, lekarzy, inżynierów, prawników, biznesmenów, dziennikarzy, księży i ludzi kultury.

Na jakich fundamentach zbudowana jest tożsamość Polonii amerykańskiej? Tożsamość Polonii to przede wszystkim nasi ochotnicy Błękitnej Armii, (bardzo mało o nich wiemy my, a prawie nic Polacy rozsiani po świecie i w Polsce) to Korpus Pomocniczy Pań, ochotniczek pomagających w rekrutacji i przeszkoleniu ochotników, niosący pomoc żołnierzom podczas wojny i weteranom po demobilizacji Błękitnej Armii. Czas w trakcie obchodów dnia niepodległości celebrować pamięć tych żołnierzy, odnajdywać ich groby i opowiadać ich historie. To setki, tysiące zapomnianych aktywistów polonijnych pracujących na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości (wśród nich zapomniany Jan Smulski z Chicago- pierwszy polski milioner i bankier, bliski współpracownik Paderewskiego). To Dr. Teofil Starzyński, działacz polonijny, sokoli i niepodległościowy. To 150 tys. displaced persons (polskich oficerów, inteligencji, uciekinierów, którzy nie mogli wrócić do Polski), to setki aktywistów Kongresu Polonii Amerykańskiej to kler budujący polskie kościoły i parafie- fundamenty polskości w Ameryce. Wśród nich byli tacy wybitni duchowni jak: ks. Moczygęba z Teksasu, ks. Józef Dąbrowski, ks. Wacław Kruszka i Wilchelm Grutza, czy biskup Kozłowski z Milwaukee, którzy budowali lokalne struktury polskiej społeczności, trwające do dziś. To wielcy prezesi KPA: Karol Rozmarek, Antoni Mazewski i Edward Moskal. To kongresmeni Klemens Zabłocki, Jerry Kleczka, Dan Rostenkowski, Dan Lipinski, Marcy Kaptur. To 9 milionów podpisów zebranych przez Polonię amerykańską, kiedy Polska wchodziła do NATO. I to wreszcie bezkompromisowe akcje Polonii przy obronie pomnika katyńskiego i akcja przeciwko roszczeniom bezspadkowym i setki milionów dolarów, które jak podaje Bank Światowy, co roku wpływają do Polski w kwotach porównywalnych z inwestycjami wielkich korporacji. To dwujęzyczność i znaczenie języka polskiego jako narzędzia w przetrwaniu naszej wielowiekowej kultury na obczyźnie. To nasze oryginalne imiona i nazwiska.

To jest nasza polska tożsamość, oparta na polskiej racji stanu tutaj w Ameryce i trzeba o tym wszystkim pisać, robić filmy, audycje i opowiadać młodym pokoleniom. Opowiadanie frazesów: że status naszej organizacji nie pozwala nam podejmować takich działań, bądź ze jesteśmy tylko organizacją kulturalną i musimy pozostać apolityczni jest cynicznym opowiadaniem bzdur, ciągnącym Polonię na dno. Spróbujcie to powiedzieć innym grupom etnicznym: Meksykanom, Żydom czy chociażby Węgrom, których tutaj jest bardzo mało, ale są doceniani przez premiera Orbana. Jeśli chcemy przetrwać za oceanem jako polska diaspora czas się zabrać do pracy, pracy organicznej.